Pv. Ahsoka Tano:
Jesteśmy na Kamino! Wreszcie! - krzyczy mój rozum. Oznacza to, że już 1/3 zadania wykonania oraz, że niedługo nie będę musiała znosić towarzystwa Cherry. Na statku obie unikałyśmy się jak ognia i wcale mi to nie przeszkadzało. Nie przepadam za nią, a ona za mną. Kiedy rada mnie poinformowała, że będę prowadzić samodzielną misje myślałam, że umrę ze szczęścia, a kiedy dowiedziałam się o udziale w zadaniu padawanki Kaulitz chciałam sobie strzelić kulkę w łeb. Jest tyle padawanów, ale nie... Wysyłają mnie akurat z tą wiedźmą. Starałyśmy się dowodzić nie wchodząc sobie w drogę. Dość szybko minęło nam całe załadowanie statku, ponieważ wszystko było już przygotowane, kiedy przyleciałyśmy.
- Zaraz wylatujemy. - Stanęła obok mnie druga padawanka. Była niezbyt zadowolona, że musi mi przekazać tą wiadomość. Może i zachowałyśmy się jak dzieci z tym obrażaniem się, ale żadna z nas nie miała zamiaru zakopywać topora wojennego. Byłyśmy na to zbyt dumne.
- Okej - mruknęłam. Już miałam coś dopowiedzieć, ale przed nami pojawiła się mieszkanka tej planety.
- Ładunek został załadowany - powiedziała delikatnym kobiecym głosem - Możecie już ruszać Jedi. Mamy nadzieję, że uda wam się pomóc Mandalorianom - zanim zdążyłyśmy się odezwać kobieta odeszła.
- Nie lubię ich rasy - powiedziała Cherry, a ja nie mogłam odpuścić okazji.
- Rasistka? Może jeszcze ci nie pasuje, że ja jestem togrutanką chociaż... Twoja mistrzyni też nią jest - zaatakowałam ją chociaż sama nie przepadałam za mieszkankami Kamino. Były za bardzo opanowane i spokojne.
- Wal się - warknęła - nie to miałam na myśli. One są... - zamyśliła się głęboko. A ja zrobiłam to samo, przypominając sobie te istoty. Nie chodziło nam o ich wygląd, lecz o ich zachowanie.
- Dziwne - mruknęłyśmy w tym samym czasie dokańczając zdanie. Moja towarzyszka zeskanowała wzrokiem moją twarz, a następnie odwróciła się i pomaszerowała do transportowca. A ja ruszyłam za nią, zakładając ramiona na piersi.
Pv. Shara Lonato:
- Ocknij się - słyszę niewyraźny cichy głos. Powoli podnoszę moje ciężkie powieki, a przed oczami staje mi zakrwawiona głowa Lucasa.
- O boże - podrywam się z miejsca na jego widok, ale od razu tego żałuje. W mojej głowie zaczynają wybuchać fajerwerki.
- Straciłaś przytomność - informuje nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze słowa. Zaczynam się rozglądać. Przednia szyba już nie istnieje, a w statku znajdują się gałęzie drzew. Wisimy w powietrzu - zauważam. Nasz statek najpewniej utknął między drzewami. Wnętrze jest w katastrofalnym stanie. Podnoszę rękę do głowy i dotykam lepkiej mazi.
- Rozwaliłaś sobie głowę i nogę - podchodzi do mnie chłopak z apteczką, a ja zerkam na lewe kolano, które jest już opatrzone białym bandażem.
- Ile leżałam? - pytam.
- Nie wiem. Na pewno pół godziny po tym jak ja odzyskałem przytomność.
Zapada między nami cisza, którą przerywa po chwili De-vale,
- Musimy się stad ruszyć. Wylądowaliśmy z dala od miasta, więc musimy tam dotrzeć na nogach. Tam się także dowiemy kto i dlaczego nas zestrzelił.
- A co jeśli mieszkańcy mają coś z tym wspólnego? - pytam - Przecież mieliśmy tu przylecieć w sprawie powiązań senatorów z Separatystami, a co jeśli...
- Dowiemy się tego w stolicy - przerywa mi - Cokolwiek to jest to i tak musimy tam iść. Spakuje prowiant do plecaka - oznajmił.
- Ej, ale jak dotrzemy do stolicy? Urządzenie nawigacyjne się zepsuło! - krzyczę, ale chłopak już wyszedł.
Po 20 minutach zbieramy się i otwieramy zablokowane wyjście. Miałam rację wysieliśmy jakiś 15 metrów nad ziemią. Chłopak od razu skoczył na gałąź pod nami, następnie na kolejną i kolejną. Kiedy był na dole rzuciłam mu torbę i sama także zaczęłam zeskakiwać, mimo bólu w kolanie. Kiedy stanęłam obok niego zaczęłam sie rozglądać na wszystkie strony. Szczerze nie wiedziałam gdzie jesteśmy, więc zanurzyłam się w mocy, aby odszukać miasto.
- Moc jest tutaj słaba, według tutejszej legendy ten las jest przeklęty - odzywa się po chwili Luke i ma racje, Nie mogę zanurzyć się w moc.
- Skąd wiesz o tym? - pytam, ale nie doczekuje się odpowiedzi. Chłopak klęka na jednym kolanie i wiąże sznurówki.
- To jak trafimy do stolicy? - pytam po chwili.
- Stolica jest jakieś 80 kilometrów na wschód - oznajmia bez zastanowienia,
- Skąd możesz to wiedzieć. GPS się zepsuł przy lądowaniu.
- Widzisz tamte góry? - pokazał na cztery spiczaste wierzchołki w oddali, a ja pokiwałam głową. - Stolica znajduje się za nimi, dokładnie musimy przejść szczeliną między drugim, a trzecim - oznajmia.
- Skąd to wiesz?
- Wychowałem się tutaj - odpowiada po chwili, a ja krztuszę się powietrzem z zaskoczenia.
Pv. Shara Lonato:
- Ocknij się - słyszę niewyraźny cichy głos. Powoli podnoszę moje ciężkie powieki, a przed oczami staje mi zakrwawiona głowa Lucasa.
- O boże - podrywam się z miejsca na jego widok, ale od razu tego żałuje. W mojej głowie zaczynają wybuchać fajerwerki.
- Straciłaś przytomność - informuje nie zwracając uwagi na moje wcześniejsze słowa. Zaczynam się rozglądać. Przednia szyba już nie istnieje, a w statku znajdują się gałęzie drzew. Wisimy w powietrzu - zauważam. Nasz statek najpewniej utknął między drzewami. Wnętrze jest w katastrofalnym stanie. Podnoszę rękę do głowy i dotykam lepkiej mazi.
- Rozwaliłaś sobie głowę i nogę - podchodzi do mnie chłopak z apteczką, a ja zerkam na lewe kolano, które jest już opatrzone białym bandażem.
- Ile leżałam? - pytam.
- Nie wiem. Na pewno pół godziny po tym jak ja odzyskałem przytomność.
Zapada między nami cisza, którą przerywa po chwili De-vale,
- Musimy się stad ruszyć. Wylądowaliśmy z dala od miasta, więc musimy tam dotrzeć na nogach. Tam się także dowiemy kto i dlaczego nas zestrzelił.
- A co jeśli mieszkańcy mają coś z tym wspólnego? - pytam - Przecież mieliśmy tu przylecieć w sprawie powiązań senatorów z Separatystami, a co jeśli...
- Dowiemy się tego w stolicy - przerywa mi - Cokolwiek to jest to i tak musimy tam iść. Spakuje prowiant do plecaka - oznajmił.
- Ej, ale jak dotrzemy do stolicy? Urządzenie nawigacyjne się zepsuło! - krzyczę, ale chłopak już wyszedł.
Po 20 minutach zbieramy się i otwieramy zablokowane wyjście. Miałam rację wysieliśmy jakiś 15 metrów nad ziemią. Chłopak od razu skoczył na gałąź pod nami, następnie na kolejną i kolejną. Kiedy był na dole rzuciłam mu torbę i sama także zaczęłam zeskakiwać, mimo bólu w kolanie. Kiedy stanęłam obok niego zaczęłam sie rozglądać na wszystkie strony. Szczerze nie wiedziałam gdzie jesteśmy, więc zanurzyłam się w mocy, aby odszukać miasto.
- Moc jest tutaj słaba, według tutejszej legendy ten las jest przeklęty - odzywa się po chwili Luke i ma racje, Nie mogę zanurzyć się w moc.
- Skąd wiesz o tym? - pytam, ale nie doczekuje się odpowiedzi. Chłopak klęka na jednym kolanie i wiąże sznurówki.
- To jak trafimy do stolicy? - pytam po chwili.
- Stolica jest jakieś 80 kilometrów na wschód - oznajmia bez zastanowienia,
- Skąd możesz to wiedzieć. GPS się zepsuł przy lądowaniu.
- Widzisz tamte góry? - pokazał na cztery spiczaste wierzchołki w oddali, a ja pokiwałam głową. - Stolica znajduje się za nimi, dokładnie musimy przejść szczeliną między drugim, a trzecim - oznajmia.
- Skąd to wiesz?
- Wychowałem się tutaj - odpowiada po chwili, a ja krztuszę się powietrzem z zaskoczenia.
---
Witajcie ludzie, którzy to przeczytali!
Miło byłoby wiedzieć, że tacy istnieją, więc piszcie komentarze.
Pozdrawiam ;)
NMBZW