wtorek, 3 stycznia 2017

Rozdział 1




PV Shara Lonato:

Czekałam właśnie na Lucasa De-vale z którym miałam lecieć na Corellie, aby przeprowadzić dochodzenie. Zostało kilka minut do ustalonej godzinie odlotu, więc powoli zaczęłam się rozglądać za drugim padawanem. Znałam Luka z kilku treningów na których mieliśmy możliwość ćwiczyć razem. Po chwili na platformę lotniczą wszedł wysoki chłopak z kapturem na głowie i rękami w kieszeni. To był właśnie on. Jak na padawana jest dość specyficzny. Nie śpiesząc się podszedł do mnie, a później zerknął na frachtowiec, którym mieliśmy lecieć. Znaliśmy się z widzenia, ale miałam możliwość porozmawiania z nim kilka razy, co było praktycznie cudem, bo chłopak do nikogo się nie odzywa.
 - Idziemy? - Kiwnęłam głową w kierunku wejścia, a chłopak jedynie skinął i podążył za mną. Nie witałam się z nim, bo wiedziałam, że i tak zapewne nie uzyskałabym odpowiedzi. Weszliśmy do dość małego statku i skierowaliśmy się do kokpitu pilotów. Lecieliśmy sami we dwójkę, aby nie zbudzać podejrzeń na Corellie. Miało być to nieoficjalne śledztwo w sprawie dowiedzenia się czy tamtejsi senatorzy nie działają na rzecz Separatystów.

PV Cherry Kaulitz:

 - Błagam - jęknęłam po raz kolejny w kierunku mistrzyni, która posłała mi jedno z swoich spojrzeń, mówiące bym odpuściła, a ja z grymasem na twarzy odwróciłam się do niej plecami, aby wziąć spakowany plecak z łóżka. 
 - Powinnaś się cieszyć, że rada dała wam samodzielną misję - powiedziała opanowana kobieta.
 - Ale czemu z nią? - warknęłam zrezygnowana. 
 - Nawet jej nie znasz, a już ją oceniasz - odpowiedziała mistrzyni - Jedi nie zmienią zdania. Lecicie razem - powiedziawszy to wyszła z mojego pokoju.
Miała rację nie znałam zbyt dobrze Ahsoki Tano, spotkałam ją tylko jeden raz, ale od tamtej pory się nienawidzimy i to ze wzajemnością. Nie mogę pojąć czemu wysyłają mnie na misję akurat z nią, mało mają niepotrzebnych padawanów? Mogli mnie wysłać z kimkolwiek.
Kiedy po chwili wyszłam z pokoju na przeciwko drzi stała oparta o ścianę torgutanka. Posłała mi zrezygnowane spojrzenie.
 - Twoja mistrzynie też się nie dała przekonać? - bardziej stwierdziła niż zapytała - Cóż mój mistrz także.
 - Super - przewróciłam oczami - kilka najbliższych dni spędzę z dzieciakiem z ADHD.
 - Dzieciakiem? Jestem młodsza tylko o rok - założyła ręce na piersi, odpychając się od ściany - i to ja spędzę te dni z humorzastą księżniczką, która myśli, że świat się kręci tylko wokół niej.
 - Coś ty powiedziała? - Wysłałam jej jedno z wkurzonych spojrzeń, a ta wzruszyła ramionami, biorąc z podłogi swój plecak.
 - Chodź. Im szybciej wylecimy tym mniej czasu z tobą spędzę - stwierdziła i ruszyłyśmy razem w kierunku wyjścia. 
Kiedy dotarliśmy już do hangaru przy statku, którym miałyśmy lecieć stali nasi mistrzowie. Mistrz Skywalker oraz moja mistrzyni Shaak Ti. Teraz dopiero zorientowałam się, że Ahsoka i moja mistrzyni są jedynymi przedstawicielkami rasy togrutan w zakonie. Spojrzałam na nastolatkę idąc obok i przyglądałam się jej chwile.
 - Zrób zdjęcie starczy na dłużej - powiedziała odwracając się w moją stronę i posyłając jeden z zadziornych uśmiechów. Prychnęłam pod nosem i w tamtym momencie stanęłyśmy obydwie naprzeciwko naszych nauczycieli.
 - Mistrzowie - powiedziałyśmy równo z wyczuwalnymi zarzutami w głosie. 
 - Znacie cel misji - odezwał się Skywalker, ignorując nasze złowrogie spojrzenia - Wiele mandalorian liczy na was...
Naszą jakże bardzo ważną misją - wyczujcie sarkazm - jest odebranie zaopatrzenia z Kamino i dostarczenie je na jedną z gwiazd Mandalory, gdzie mieszkańcy cierpią. Mandalora jest systemem neutralnym, więc nie rozumiem po co im mamy pomagać. Nie są naszymi sprzymierzeńcami, ale mus to mus. Nie słuchałam rycerza Jedi i mam wrażenie, że jego uczennica też olewała jego słowa. Ale co się dziwić powtarza to co powiedziała nam rada.
 - Nie pozabijajcie się - powiedziała togrutańska mistrzyni, posyłając nam uśmiech na co obie przewróciłyśmy oczami.
 - Dobrze. - Skinęła głową moja towarzyska, ale zrobiła to z przymusu, bo któraś z nas musiała się odezwać. Minęłyśmy mistrzów i weszliśmy na pokład naszego transportowca, gdzie przywitały nas klony. Po paru sprawach organizacyjnych wydałyśmy rozkazy startu i tak rozpoczęła się nasza misja.
 - Cel Kamino - rzuciła z sztucznym entuzjazmem togrutanka, kiedy wchodziliśmy w nadprzestrzeń.









---
Słaby prolog i słaby 1 rozdział.
Wiem o tym.
Ale akcje planuje gdzieś dopiero 3/4 rozdziale
I ogółem Hejo *macha rękami*

Podczas pisania tego rozdziału przeżyłam zawał serca. Najnormalniej w życiu zawał, cały ekran mojego laptopa zrobił się niebieski z jakimiś liczbami, a co zrobiła mądra Eira? Zamknęła jak najszybciej klapę i uciekła na drugi koniec pokoju *strzela face palma*. Mądra ja nie ma co. Tak jeśli chodzi o jakiś kontakt z elektroniką to słabo... Ale laptop żyje, jak na razie.  To tyle.
Więc donapisania skarbeńki xx
Niechajże Moc Będzie z Wami Kowalami!



1 komentarz:

  1. Kurde przepraszam że dopiero teraz, ale żadko wchodzę na blogera.

    Rozdział rewelacyjny i mega śmieszny. Myślałam że spadne z krzesła 😂😂😂.

    Dobra nie mam weny, bo wyjechała na ferie zimowe.

    Pozdrawiam serdecznie Boska Flo ❤

    OdpowiedzUsuń

Część 1:
Bajka o Śmierci